- autor: jborowski, 2013-09-11 22:04
-
Happy endem zakończył się pierwszy mecz ligowy Dragonów rocznik 2001 na własnym boisku. Na ciężkiej murawie, w strugach deszczu pokonali Bug Wyszków 3:2 (2:2). Spotkanie zaczęło się znakomicie dla naszej drużyny. Już po 30 sekundach piłka znalazła drogę do bramki gości. Defensywę Bugu długim wykopem zaskoczył Artur Małecki, a piłkę przejął i skierował do siatki Albert Awłas. >>>
Niedługo potem Albert popisał się kolejnym trafieniem. Podwyższył prowadzenie po rzucie wolnym rozegranym przez Patryka Parysa. Bug starał się zniwelować straty, ale akcje środkiem boiska nie dawały rezultatu. Szczęście do gości uśmiechnęło się dopiero, gdy jeden z naszych zawodników dotknął piłkę ręką w polu karny. Sędzia bez namysłu wskazał na "wapno", a jeden z wyszkowian zamienił ten prezent na bramkę kontaktową. Po trafieniu inicjatywa należała do przyjezdnych. Natomiast nasi zawodnicy próbowali grać szybko z kontry. Podobnie jak w meczu z Polonią bardzo aktywny był Bruno Wałecki. Dzielnie sekundowali mu Albert Awłas, Patryk Parys i Bartek Marciniak. Defensywę pewnie trzymali w garści Tomek Molik, Michał Kapełuś i na zmianę dwaj Kacprowie Dziewicki i Bartosik. To funkcjonowało skutecznie do 25 minuty, gdy lewą stroną przedarł się zawodnik gości, zmienił kierunek gry do środka pola i oddał strzał zza pola karnego. Wydawało się, że Niedźwiedź bez trudu opanuje piłkę, ta jednak dostała poślizgu na mokrej trawie i przeleciała interweniującemu Arturowi pod brzuchem. 2:2. Takim wynikiem zakończył się I połowa.
Drugą odsłonę od kilku groźnych akcji rozpoczęła drużyna przyjezdna. Nasza defensywa odparła te ataki, inicjując grę na połowie Bugu. Ręce składały się do oklasków, gdy nasi zawodnicy szukali się na boisku, chcąc podaniami rozegrać akcje. Zaowocowało to kilkoma dogodnymi sytuacjami, w których strzały oddali Albert, Patryk i Bartek. Uderzenia były jednak niecelne bądź trafiały w słupek. Mimo trudnych warunków Dragoni walczyli do końca. Ich upór został nagrodzony na 7 minut przed końcem spotkania. Albert Awłas pociągnął lewym skrzydłem, uwolnił się dryblingiem spod opieki i odegrał piłkę na pole karne do niepilnowanego Bartka. Ten zdołał przyjąć piłkę i oddać strzał. Z wysokości trybu wyglądało to na mierzone zagranie. Bartek przyznał później, że nie było to w pełni czysty strzał. Najważniejsze jednak, że piłka znalazła drogę do siatki. W końcówce Bug próbował jeszcze doprowadzić do remisu. Zdecydował się jednak na grę środkiem, z czym radzili sobie nasi defensorzy, do których dołączył Albert Strama. Po nerwowej końcówce sędzia odgwizdał koniec spotkania i kibice razem z zawodnikami mogli cieszyć się z ciężko zapracowanego zwycięstwa.